Nie wiem czy Bóg się może mylić...Moj synuś też chorował na nowotwór złośliwy. Wiele dni spędziłam w klinice wrocławskiej. Zobaczyłam prawdziwe cierpienie i kogo-dzieci.Teraz na szczęście Misio jest zdrowy/!/ ale ja nie mogę zapomnieć. Strach, rozpacz-że mogę go kiedyś utracić, niepewność towarzyszą na codzień. Albo Bóg nie jest miłością albo się myli. Nie mogę sobie tego wszystkiego wytłumaczyć, po co tyle cierpienia. Te biedne dzieci i rodzice. Rozpacz i bezsilność. Wściekłość i łzy. Morze łez
Misiu stresznie tęsknimy :( ale wierzę , że patrzysz na nas z góry i nie chcesz żebyśmy się smucili bo kiedyś sie spotkamy tam wszyscy kochamy cie MISIU :)
Myślę, że Bóg nie ma nic wspólnego z cierpieniem, tym bardziej z cierpieniem małych dzieci. Dzięki Bogu rodzice, którzy tracą dzieci mogą dalej żyć. Bóg daje Nadzieję, którą nikt nie może dać.
Kochani rodzice Misia. Czytaja Wasze posty, wydawac by sie moglo, ze sobie jakos radzicie, piszecie, ze lekko nie jest, ale musicie dac rade, czy naprawde to Wam sie udaje? Jestem rowniez Aniolkowa mama od 24.12.2007, mam tez starsza Corke i malego synka, ktory jest moim najwiekszym "lekarstwem" i gdzies tam mi sie wydawalo, ze juz poradzilam sobie z moja strata, nigdy dotad nie zastanawialam sie dlaczego szukam w sieci roznych historii chorych dzieci, pomagam w rozny sposob, wspieram, trzymam kciuki i tak bardzo chce aby im sie udalo, a kiedy sie nie udaje, nie umiem juz "wylaczyc" ich historii, oddalic sie od cierpienia ich rodzicow, to tak jakby moj "nalog", nie wiem czy to dobre slowo? Ale natrafilam na taki artykul, ktory wiele mi tlumaczy http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,2359078.html , ktory uswiadomil mi, ze to moja terapia i faktycznie to pomaga, chyba.. nigdy nie nalezalam do zadnej grupy wsparcia, moze szkoda, ale chyba z obawy i pod wplywem opinii publicznej, nie odwazylam sie, gdyz pod jakas ich presja, uwierzylam, ze moja strata, ze moj Aniolek jest inny, bo On nigdy sie nie narodzil, odszedl jeszcze w moim brzuchu, bardzo wczesnie..nie mam nawet dla Niego grobku, nie mam gdzie zapalac swieczuszki, nigdy Go nie przytulilam, nie powachalam, nie uslyszalam, a mimo to bolalo, lecz zamknelam swoj bol w sobie. Dzis troche zaluje, choc minelo juz tyle czasu, to gdzies powraca? Chodze czasami na cmentarze w alejke z malymi grobkami i spaceruje wsrod nich ze lzami na policzkach.. Kochani dzis juz wiem, ze nie mozna na sile wziac sie w garsc, ze trzeba swoje wyplakac, ze nie mozna sie z tym kryc, trzeba o tym mowic, trzeba plakac jesli tylko mamy taka potrzebe!!! Placzcie Kochani, placzcie - ja Was doskonale rozumiem. Wspominajcie Kochani, wspominajcie, ja tego tak potrzebuje.. jestem z Wami i nie wymagam byscie byli silni.
BADZCIE SILNI RODZICE MISIA CHOC WIEM ZE ZADNE SLOWA NIE ODDADZA WASZEGO BOLU MY TEZ O NIM MYSLIMY I KAZDA SOBOTA I WTOREK TO MYSL O NASZYM KOCHANYM ZOLNIERZYKU POZDRAWIAM WAS BARDZO SERDECZNIE DANUTA
10 komentarzy:
Odkąd odszedłeś...nie lubię już sobót...wiesz??
Kocham i pamiętam...Misiu :*
Rodzinko Misiaczka, pozdrówcie Go ode mnie dzisiaj, dobrze?
/asia/
Sobotnie światełko [*]
mysle,ze w niebie jestes najukochanszym aniolkiem misiu...tak jak byles najukochanszy tutaj na ziemi.pamietam misiaczku <3
kochani rodzice,jak zawsze sercem z wami,justyna.
Nie wiem czy Bóg się może mylić...Moj synuś też chorował na nowotwór złośliwy. Wiele dni spędziłam w klinice wrocławskiej. Zobaczyłam prawdziwe cierpienie i kogo-dzieci.Teraz na szczęście Misio jest zdrowy/!/ ale ja nie mogę zapomnieć. Strach, rozpacz-że mogę go kiedyś utracić, niepewność towarzyszą na codzień. Albo Bóg nie jest miłością albo się myli. Nie mogę sobie tego wszystkiego wytłumaczyć, po co tyle cierpienia. Te biedne dzieci i rodzice. Rozpacz i bezsilność. Wściekłość i łzy. Morze łez
Misiaczku.. pamietamy (*)
Misiu stresznie tęsknimy :( ale wierzę , że patrzysz na nas z góry i nie chcesz żebyśmy się smucili bo kiedyś sie spotkamy tam wszyscy kochamy cie MISIU :)
Myślę, że Bóg nie ma nic wspólnego z cierpieniem, tym bardziej z cierpieniem małych dzieci. Dzięki Bogu rodzice, którzy tracą dzieci mogą dalej żyć. Bóg daje Nadzieję, którą
nikt nie może dać.
Kochani rodzice Misia.
Czytaja Wasze posty, wydawac by sie moglo, ze sobie jakos radzicie, piszecie, ze lekko nie jest, ale musicie dac rade, czy naprawde to Wam sie udaje?
Jestem rowniez Aniolkowa mama od 24.12.2007, mam tez starsza Corke i malego synka, ktory jest moim najwiekszym "lekarstwem" i gdzies tam mi sie wydawalo, ze juz poradzilam sobie z moja strata, nigdy dotad nie zastanawialam sie dlaczego szukam w sieci roznych historii chorych dzieci, pomagam w rozny sposob, wspieram, trzymam kciuki i tak bardzo chce aby im sie udalo, a kiedy sie nie udaje, nie umiem juz "wylaczyc" ich historii, oddalic sie od cierpienia ich rodzicow, to tak jakby moj "nalog", nie wiem czy to dobre slowo? Ale natrafilam na taki artykul, ktory wiele mi tlumaczy http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,2359078.html , ktory uswiadomil mi, ze to moja terapia i faktycznie to pomaga, chyba.. nigdy nie nalezalam do zadnej grupy wsparcia, moze szkoda, ale chyba z obawy i pod wplywem opinii publicznej, nie odwazylam sie, gdyz pod jakas ich presja, uwierzylam, ze moja strata, ze moj Aniolek jest inny, bo On nigdy sie nie narodzil, odszedl jeszcze w moim brzuchu, bardzo wczesnie..nie mam nawet dla Niego grobku, nie mam gdzie zapalac swieczuszki, nigdy Go nie przytulilam, nie powachalam, nie uslyszalam, a mimo to bolalo, lecz zamknelam swoj bol w sobie. Dzis troche zaluje, choc minelo juz tyle czasu, to gdzies powraca? Chodze czasami na cmentarze w alejke z malymi grobkami i spaceruje wsrod nich ze lzami na policzkach.. Kochani dzis juz wiem, ze nie mozna na sile wziac sie w garsc, ze trzeba swoje wyplakac, ze nie mozna sie z tym kryc, trzeba o tym mowic, trzeba plakac jesli tylko mamy taka potrzebe!!! Placzcie Kochani, placzcie - ja Was doskonale rozumiem. Wspominajcie Kochani, wspominajcie, ja tego tak potrzebuje.. jestem z Wami i nie wymagam byscie byli silni.
Iwona
BADZCIE SILNI RODZICE MISIA CHOC WIEM ZE ZADNE SLOWA NIE ODDADZA WASZEGO BOLU MY TEZ O NIM MYSLIMY I KAZDA SOBOTA I WTOREK TO MYSL O NASZYM KOCHANYM ZOLNIERZYKU POZDRAWIAM WAS BARDZO SERDECZNIE DANUTA
Jak widzicie ja tez ciągle nie mogę pogodzić się z tą stratą, tyle pytań bez odpowiedzi.
Jestescie dla mnie WIELCY!
AD
Prześlij komentarz